parujacy w zimnym powietrzu. Mineła kilka stawów,
poło¿onych na ró¿nych poziomach. Na powierzchni kołysały sie białe lilie wodne, a w wodzie pływały leniwie du¿e, nakrapiane ryby. Marla była prawie pewna, ¿e jest tu pierwszy raz w ¿yciu. Prawie. Sfrustrowana odwróciła sie i spojrzała w strone domu, gdzie w oknach na wy¿szych pietrach paliły sie swiatła. Czuła wilgoc, osiadajaca jej na policzkach. Nagle znieruchomiała. Wydawało jej sie, ¿e w oknie na górze dostrzegła jakis ruch, jakis cien. W jej pokoju? Przecie¿ dopiero z niego wyszła... Rozpoznała jednak wzór na zasłonach... Ale kto mógł byc teraz w jej sypialni? W domu nie było nikogo poza słu¿ba. Tak, to jasne. Na pewno w jej pokoju ktos sprzata. Pokojówka zabrała sie do codziennych porzadków. A zreszta, co to ma za znaczenie? Przecie¿ ona niczego nie chce ukryc. A jednak... Marla ponownie spojrzała na to okno, ale cien zniknał. Zła na siebie, ¿e dała sie poniesc wyobrazni, wło¿yła kaptur na głowe i ruszyła w strone tej czesci ogrodu, gdzie rosły ró¿e. Kwiaty ju¿ dawno przekwitły, z ziemi sterczały tylko krótkie, cierniste łodygi. Nagle Marla odniosła wra¿enie, ¿e ktos ja obserwuje. Poczuła, jak krótkie włoski na szyi je¿a sie z przera¿enia. Odwróciła sie gwałtownie i znowu spojrzała w okna domu. Tak, jest tam. Cien, zarys ludzkiej sylwetki. Teraz czai sie w innym pokoju... po drugiej stronie ich apartamentu... u Aleksa? Ale przecie¿ drzwi do jego pokoju były zamkniete. Sama sie o tym przekonała. Serce zaczeło jej bic szybciej. To na pewno ktos ze słu¿by, ktos, kto ma klucz do wszystkich drzwi. Nieprzyjemne wra¿enie, ¿e ktos ja obserwuje, trwało. Kropla deszczu z obramowania kaptura spadła jej na nos i Marla zamrugała powiekami. W nastepnej sekundzie cien zniknał - 166 nie było ju¿ złowrogiej sylwetki wyłaniajacej sie z mrocznego pokoju. Nikt na nia nie patrzył. Zaczynam sie bac własnego cienia, pomyslała. Na całym ciele miała gesia skórke. Ruszyła dalej ogrodem, przez przerwe w ¿ywopłocie weszła na mały plac zabaw z kilkoma hustawkami, które zaczynały ju¿ rdzewiec. Czy kołysała kiedys Cissy na jednej z nich? Czy łapała rozesmiana córke u dołu krótkiej zje¿d¿alni? Mysl, Marla. Skoncentruj sie. Przypomnij sobie cos. Cokolwiek! Usiadła na jednej z hustawek i odepchneła sie od ziemi. Pod hustawkami widniał slad po małych stopkach, zagłebienie, w którym zaczynała zbierac sie woda. Marla zamkneła oczy. Słyszała dzwieki dobiegajace z miasta - cichy szum ulic, stukot wagonów kolei linowej, gdzies w pobli¿u ujadał pies. Za murem z cegły mieszkali sasiedzi. U stóp wzgórza rozciagało sie miasto, ale ona tutaj, w otoczonej wysokim murem posiadłosci, czuła sie odcieta od swiata. A przecie¿ San Francisco zaczynało sie tu¿ za tymi bramami. Musi tylko przez nie przejsc.