przykry. Pytanie, które odtąd nie dawało mu
spokoju, brzmiało: Dlaczego? Przecież wszystko, co czytał na temat małżeństwa Wade'ów, krzyczało jednym głosem, że jest to „złota para"! Mimo nawału pracy w kancelarii, a później i w domu, gdzie musiał pilnie zająć się przypadkiem Joannę Patston, Robin Allbeury nie mógł przestać myśleć o Lizzie Piper. I bardzo go to niepokoiło. Ponieważ jeśli pani Wade naprawdę miała poważne problemy, co mocno podejrzewał, to z pewnością będzie go kusiło, aby jej pomóc. A nigdy dotąd nie podjął się pomocy kobiecie, która go pociągała. I to bardzo mocno. 45 Christopher wrócił z St Clare do kliniki Beauchamp krótko przed szóstą trzydzieści, po trzygodzinnej skomplikowanej operacji ofiary wypadku samochodowego. Od osobistej sekretarki Jane Meredith dowiedział się, że dzwoniła Lizzie: podobno Jack miał już objawy tej samej infekcji, która wcześniej zaatakowała Edwarda i Sophie. Szybko wszedł do gabinetu i zatelefonował do domu. - Jak on się czuje? - Nieźle - powiedziała Lizzie. - Ma trochę gorączki. - Hilda była? - Godzinę temu. Nie zauważyła nic niepokojącego. - To dobrze. Mam przyjechać? - Jeśli możesz, to byłabym wdzięczna. - Odwalę trochę papierkowej roboty z Jane i jadę. - Tylko jedź ostrożnie. Jemu naprawdę nic nie jest. Wiedząc, że mąż będzie koło ósmej w domu, od razu poczuła się lepiej. Pozostała dwójka dzieci najgorsze miała już za sobą i szybko dochodziła do zdrowia, jak to zwykle bywa w tym wieku. Jack, odpowiednio leczony i pod stałym nadzorem, też poszedłby w ich ślady, ale zarówno Liz-zie, jak Christopher wiedzieli, że dla dziecka z DMD każda infekcja związana z płucami, sercem czy drogami oddechowymi stanowi potencjalne zagrożenie. Lizzie miała nieograniczone zaufanie do Hildy Kapur, jednak pod nieobecność Gilly (która i tak zapewniłaby jej tylko moralne wsparcie) najbardziej ceniła sobie fachową wiedzę Chris-tophera. - Rozmawiałaś z tatą? - spytał Jack, gdy tylko wróciła do jego pokoju. - Tak. - Lizzie przyłożyła mu dłoń do czoła; wydało się jej za ciepłe. - Już kończy swoje sprawy w klinice i zaraz przyjeżdża. - Nie chcę, żeby specjalnie przyjeżdżał! - Jack nie cierpiał tego, co nazywał „robieniem szumu" wokół swojej osoby, co zdarzało się zawsze, kiedy kichnął kilka razy z rzędu czy miał parę kresek temperatury. - Zadzwoń i powiedz, że nic mi nie jest.