– Bliżej. – Bentz nie dawał wygraną.
Myślał, że Montoya się sprzeciwi, ale ten spojrzał na Hayesa. – Bliżej. Ślizgacz zbliżył się do tonącej łajby. – Słuchaj, Bentz, zostaw to zawodowcom – mówił Hayes. Od tonącej „Meny Annę” dzieliło ich niecałe dziesięć metrów. – Będziesz im tylko przeszkadzał. – Jestem zawodowcem – przypomniał mu i przeszedł przez poręcz. – A tam jest moja żona. Kątem oka widział, że Hayes szykuje się do skoku, chce go powstrzymać, ale Montoya zatarasował mu drogę. – Puść go. Bentz skupił się na łodzi, coraz bliższej. Sześć metrów... cztery... dwa... Skoczył. Plan morderczyni rozsypywał się jak domek z kart. Po kolei wyławiała mokre zdjęcia. – Nie, nie, nie! – zawodziła. Chwilowo zapomniała o więźniu. – Tyle pracy... Tyle lat... Boże, to niemożliwie... Moje zdjęcia! – Wydawało się, że zaraz się rozpłacze. Woda sięgała im już do pasa. Olivia nie zwracała uwagi na ból i zimno, kręciła dalej. Na powierzchni wody unosiły się plastikowe osłonki i zdjęcia nasiąknięte wodą. O1ivia przywarła plecami do prętów. Łódź przechylała się niebezpiecznie. Za kilka minut będzie po wszystkim. Musi zdobyć klucze! Wszędzie unosiły się strony z albumu. O1ivii wydawało się, że usłyszała jakby głuche uderzenie. O Boże, czyżby łódź pękła? Wariatka też to usłyszała, na chwilę odzyskała przytomność, po raz kolejny zdała sobie sprawę, że O1ivia ją filmuje. – Oddawaj! – Powiedziałam: chodź i weź ją sobie! – O1ivia stała twardo, oparta o pręty, z obiektywem wycelowanym w twarz wariatki. Woda podnosiła się coraz wyżej. – Cholera! – Porywaczka jedną ręką tuliła do siebie mokre zdjęcia, drugą mocowała się z pękiem kluczy. – Kim jesteś? – zapytała Olivia. – Powiedz widzom, jak się nazywasz, żeby wiedzieli, że to ty. Chwileczkę.. Jesteś Dawn? – Zagadywała, przypomniała sobie, że Bentz kiedyś romansował z policjantką o tym imieniu. – Przestań. – A może Bonita... tak? – Ta suka? O, nie! – Prychnęła z niesmakiem. – Bentz na pewno ci o mnie mówił. – Nie sądzę. Kolejny głuchy odgłos. Boże, toną! – Na pewno tak. Corrine. Słyszałaś? O1ivia przecząco pokręciła głową. Więc to jest Corrine O’Donnell. Oczywiście, że o niej słyszała, ale nie sprawi wariatce tej satysfakcji. Łódź zatrzeszczała niebezpiecznie. – Corrine. Pracowaliśmy razem. I spotykaliśmy się. Jezu, sypialiśmy ze sobą i... kochał mnie. My... Spotykaliśmy się i dwa razy niemal ze sobą zamieszkaliśmy, ale wtedy... wtedy mnie zostawił. Dwa razy. Oba dla Jennifer... – Urwała. – Oni zawsze odchodzą, wiesz? Wszyscy, co do jednego, ale Bentz... byłam na tyle głupia, że mu zaufałam, i to dwukrotnie, a on zostawił mnie samą, całkiem samą... – Wzdrygnęła się, jakby zdała sobie sprawę, że powiedziała za dużo, i ponownie skupiła się na O1ivii. – Powinnam była cię potraktować paralizatorem! – Przepłynęło kolejne zdjęcie, na którym była ona i Bentz. Pisnęła rozpaczliwie i wyjęła je z wody. Mało brakowało, by mocując się z zamkiem, upuściła klucze. – Ale chciałam, żebyś walczyła, chciałam, żeby RJ zobaczył, jak rozpaczliwie szukasz powietrza, a teraz... – Jęknęła. Klucze wysunęły się z jej dłoni, wpadły do klatki. W panice wsunęła rękę między pręty, żeby je wyłowić. O1ivia wyczuła swoją szansę. Odepchnęła porywaczkę. Jeśli uda jej się wyłowić klucze i otworzyć furtę, może dotrze do schodów...