ombre na paznokciach jak zrobic
Sebastian zabrał papierowy kubek z kawą na patio przed budynkiem motelu i usiadł na staroświeckim metalowym krześle, pomalowanym na żółty kolor. Krzesło stojące przed sąsiednim pokojem było lawendowe, następne różowe, a jeszcze następne niebieskie. Podobało mu się to. W pokoju znalazł foldery przedstawiające lokalne atrakcje turystyczne: stare domy, kryte mosty, zabytki z czasów wojny o niepodległość, zajazdy i kurorty. Przyszło mu do głowy, że mógłby wypożyczyć wielką wannę i spłynąć nią po rzece Battenkill. Wydawało się, że to lepszy pomysł niż szpiegowanie Lucy. Sebastian nigdy nie był miłośnikiem turystyki ani historii. Nie czuł się także Vermontczykiem, chociaż urodził się i wychował w tym stanie i tu znajdowały się groby jego przodków. Daisy twierdziła, że jeden z nichbrał udział w bitwie pod Bennington, gdzie w 1777 roku walczący o niepodległość Amerykanie przetrzepali skórę Anglikom. Jego babka lubiła się podawać za rdzenną mieszkankę Vermontu. Kowbojskie buty i kapelusz zostały w Wyomingu. Sebastian był tu obcy, ale nic go to nie obchodziło. Wieczorne powietrze było ciepłe i nieco wilgotne. Gęste lasy porastały łagodne wzgórza. Sebastian miał wrażenie, że te lasy zamykają się wokół niego. Wylał resztę kawy na trawę i wstał. Zrobił w życiu wiele głupich rzeczy. Jedną z najgłupszych było to, że zakochał się w Lucy Blacker w dniu jej ślubu. Równie idiotyczne wydawało się to, że tu przyjechał. Kula na siedzeniu samochodu. To nie była sprawka dzieci ani Mowery’ego. Stanął w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Jutrzejszy dzień zapowiadał się upalnie. Nie zabrał ze sobą żadnej broni. Nie polował i nie zamierzał do nikogo strzelać. Gdy mówił, że wyrzekł się przemocy, ludzie przeważnie brali to za żart. Ale to nie był żart. Darren Mowery był ostatnią ofiarą Sebastiana. Na jego ramieniu usiadł komar. Sebastian strzepnął go jednym ruchem ręki. Po co mu pistolet? Bardziej by się przydał dobry środek na komary. ROZDZIAŁ PIĄTY Lucy zabrała lornetkę i poszła przez podwórze. Wyminęła stodołę, kamienny murek i wyszła na łąkę. Miała na sobie krótkie spodenki, koszulkę i tenisówki. Pogoda była niezwykle jak na tę okolicę gorąca i wilgotna. Kolejne dwa dni minęły bez żadnych incydentów. Lucy była w dobrej formie. Wstawała wcześnie rano i udało jej się nadrobić zaległości w pracy, dzięki czemu zdążyła jeszcze poprowadzić wycieczkę kajakową w dół rzeki Battenkill dla rodziny, która zatrzymała się w miejscowym zajeździe. Również Madison i J.T. wzięli udział w tym spływie i świetnie się bawili. Wszystko było takie... normalne. Później Madison pojechała do Manchesteru, by z przyjaciółmi pójść do kina, a J.T. poszedł do Kileyów. Zamierzał grać w nintendo z Georgiem i zostać tam na noc. Tak więc Lucy miała cały wieczór dla siebie. Trawa na łące, upstrzona stokrotkami i rumiankami, sięgała kolan. Ponieważ z zachodu nadciągały chmury, nie należało zapuszczać się zbyt daleko w las. Burza jednak mogła oczyścić